Start drugiej odsłony wielkiego wyścigu „Azja Express” po raz kolejny spadł na głowy uczestników niczym grom z jasnego nieba. Całkowicie zaskoczeni musieli błyskawicznie opuścić pokoje i wykonać pierwsze zadanie – oswobodzić spięte łańcuchami plecaki i przepakować do nich wszystkie niezbędne podczas miesięcznej podróży rzeczy. Przymusowa wspinaczka w upale na szczyt legendarnej skały Sigiriya mogła bardzo opóźnić start wyścigu. Od momentu kiedy pary ruszyły w drogę, wszyscy zdali sobie sprawę, że to nie będzie spacer po Krupówkach. W pierwszym punkcie kontrolnym, na najszybsze trzy pary czekało pierwsze zadanie, podczas którego można było zdobyć amulet wart pięć tysięcy złotych. Prowadzenie olbrzymich słoni i ułożenie skomplikowanej układanki wymagało od grających par siły i opanowania. Przed kolejnym startem na uczestników czekała bardzo śmierdząca misja, a jedna para musiała zmierzyć się z wyjątkowo wielką kupą kłopotów. Czy pierwszy nocleg i kolacja na Sri Lance były takie, jak spodziewali się głodni i zmęczeni autostopowicze? Wcześnie rano trzeba było ruszyć dalej, żeby walczyć o immunitet, który gwarantował awans do trzeciego odcinka i odpoczynek podczas kolejnego dnia wyczerpujących zmagań. Aby wygrać nie wystarczyło dojechać na metę, po drodze należało wykonać kolejną, iście królewską misję. Jak zwykle los spłatał uczestnikom figla i przysporzyła ona niemałych kłopotów stuprocentowym pewniakom w tej konkurencji. W końcu wszystkie pary zameldowały się na mecie pierwszego etapu. Zwycięzcy odetchnęli z ulgą, a siedem pozostałych par zdało sobie sprawę, że muszą postarać się bardziej, ponieważ któraś z nich już niedługo pożegna się z największą przygodą w ich życiu.